Czekolada pomoże Ci schudnąć, czyli o naiwności naszego umysłu
Artykuł w skrócie
- W 2015 roku pojawiła się w mediach na całym świecie informacja, że jedzenie czekolady przyśpiesza utratę wagi. Odkrycie to zostało potwierdzone naukowo przez niemieckiego badacza.
- Autor badania przyznał się, że cały projekt badawczy był intencjonalną manipulacją, której celem było pokazanie nam wszystkim, jak łatwo szerzą się tzw. fake newsy naukowe.
- Nasz umysł jest leniwy i płytki, przez co często nie weryfikujemy źródeł danych, na jakie się powołujemy.
- Jest kilka rzeczy, które możesz zrobić, aby nauczyć swój umysł bycia bardziej racjonalnym, sceptycznym i obiektywnym.
Czekolada pomaga chudnąć!
Nikogo pewnie nie zdziwi, że wiadomość ta wylądowała na pierwszych stronach gazet, w tym również na pierwszej stronie niemieckiej gazety Bild — największej europejskiej gazety codziennej, z nakładem prawie dwóch milionów egzemplarzy. Następnie wiadomość ta rozeszła się wiralowo po całym internecie, docierając do ponad 20 krajów i doczekując się tłumaczenia na kilkanaście języków. Mówiono o tym odkryciu w programach telewizyjnych i pisał o nim magazyn Shape.
Jak pokazało badanie Bohannona, czekolada nie tylko przyspiesza utratę masy ciała, ale pomaga również poprawić ogólne samopoczucie oraz obniżyć poziom cholesterolu.
Co się naprawdę wydarzyło?
Doktor Johannes Bohannon, który ma doktorat, tyle że z biologii molekularnej bakterii, a nie ludzi, i który na co dzień pracuje jako dziennikarz, został poproszony przez dwóch innych dziennikarzy o przeprowadzenie eksperymentu, który pokaże, jak łatwo jest manipulować opinią publiczną i jak łatwo tzw. fake newsy mogą się rozprzestrzeniać w sieci i w mediach.
Bohannon wziął się do pracy. Zarejestrował stronę internetową Instytutu Diety i Zdrowia. Instytutu, który tak naprawdę nie istnieje, ale który miał stronę internetową oraz na tyle poważnie brzmiąca nazwę, aby dziennikarze, media i ich czytelnicy uznali, że jest on prawdziwym instytutem naukowym.
Pod szyldem tegoż „instytutu” Bohannon przeprowadził prawdziwe badanie naukowe — zrekrutował uczestników, losowo przypisał ich do grup eksperymentalnych, przeanalizował zebrane dane. Dane, które pokazały, że istnieje statystycznie istotna różnica między tempem chudnięcia osób, które jedzą codziennie czekoladę, a tymi, które czekolady nie jedzą. Wyniki tego badania opublikował w piśmie naukowym.
Problem w tym, że wyniki te były efektem krytycznych błędów metodologicznych i tzw. „złej nauki” (bad science), a pismo naukowe, w którym opublikowane zostały wyniki, nie było tzw. peer reviewed journal, czyli magazynem naukowym, w którym publikacje przechodzą rygorystyczny proces weryfikacji przez innych naukowców, tylko jednym z pism, które publikują artykuły odpłatnie.
Zła nauka
Chcecie poznać tajemnicę manipulacji danymi? Jeśli w badaniu weźmie udział mało osób, a za to będzie dużo zmiennych, to prawie na pewno otrzymamy wynik „istotny statystycznie”. I nie dlatego, że odkryjemy jakąś zależność, ale dlatego, że wielkość próby nie jest adekwatna do użytych metod statystycznych.
Załóżmy, że wśród 15 osób, które wzięły udział w badaniu Bohannona, była jedna kobieta, która ze względu na miesięczne wahnięcia w wadze u kobiet na początku badania ważyła 80 kg, a dwa tygodnie później ważyła 77 kg — nie dlatego, że zredukowała ilość tkanki tłuszczowej lecz dlatego, że w jej organizmie w jednej fazie cyklu miesięcznego zgromadziło się więcej wody, a dwa tygodnie później wody tej było mniej. Kobieta ta ma taką budowę ciała, taki metabolizm i tak pracują jej hormony, że boryka się z dość dużymi wahnięciami wagi w różnych fazach cyklu. Wśród uczestniczek badania są też oczywiście kobiety, które są w innych fazach cyklu, ale one w okresie trwania eksperymentu nie doświadczyły aż tak istotnej zmiany wagi ze względu na zatrzymywanie wody w organizmie.
Przy tak małej próbie i pomiarze wagi robionym w tak krótkim okresie, te 3 kg różnicy w wadze naszej bohaterki robią ogromną różnicę. Te 3 kg zostają uśrednione na całą (małą) populację i nagle okazuję się, że „czekolada pomaga chudnąć”, nawet jeśli żadna z uczestniczek nie straciła ani grama tłuszczu. Gdyby w badaniu wzięło udział 100 kobiet, a nie 15, to tego typu nietypowe, przypadkowe (niezwiązane z manipulacją eksperymentalną) wahnięcia nie miałby tak dużego wpływu na wynik całego badania.
Johannon w swoim badaniu monitorował 18 zmiennych (m.in. wagę, poziom cholesterolu, poziom sodu we krwi, poziom białka, jakość snu, samopoczucie) u 15 uczestników badania. Nie zanudzając Was niuansami statystycznymi, taka proporcja zmiennych niezależnych do liczby uczestników oznacza, że miał on 60% szansy na zidentyfikowanie choć jednej „istotnej statystycznie” zmiennej. Akurat miał szczęście, że była nią utrata wagi a nie mniej „sexy” parametry jak np. poziom sodu czy białka we krwi.
Umysł jest płytki i leniwy
Druga część problemu, jakim jest szerzenie się naukowych fake newsów, to my sami. Nasz umysł jest dość leniwy i jeśli dane zagadnienie nie jest dla nas bardzo ważne czy kosztowne, to nie chce nam się angażować cennych zasobów mentalnych. Nie analizujemy danych, nie sprawdzamy, nie weryfikujemy, nie myślimy logicznie. Zamiast tego chwytamy się jednej idei i ignorujemy resztę komunikatu. Słyszymy, że czekolada pomaga chudnąć, ale nie dokonujemy już wysiłku mentalnego związanego z weryfikacją źródła komunikatu. Słyszymy, że jakaś partia polityczna chce dać każdemu Polakowi coś za darmo, ale nie zastanawiamy się, skąd się te pieniądze wezmą. Albo słyszymy, ze samochody elektryczne są przyjazne środowisku i nie zastanawiamy się nad tym, że w Polsce energia elektryczna pochodzi głównie z węgla, który jest bardziej szkodliwy dla środowiska naturalnego niż olej napędowy i benzyna.
To lenistwo i taki sposób działania naszego umysłu jest wbrew pozorom bardzo przydatnym mechanizmem. Gdybyśmy mieli rzetelnie analizować wszystkie dane i bodźce, jakie do nas spływają każdego dnia, to popadlibyśmy w paraliż decyzyjny i nie bylibyśmy w stanie wyjść rano z łóżek, bo decyzja, jakie skarpetki założyć do pracy albo co zjeść na śniadanie byłaby zbyt złożona i przytłaczająca.
Problem niestety w tym, że ten sposób działania naszego umysłu, który może i ma dużo sensu z punktu widzenia ewolucji i praktyczności funkcjonowania na co dzień, czasami dużo nas kosztuje — zarówno nas osobiście, kiedy robimy rzeczy, które są dla nas szkodliwe, bo nie weryfikujemy danych ani źródeł ich pochodzenia, jak i dla całego społeczeństwa, kiedy robimy rzeczy, które wydają nam się dobre dla nas, a nie myślimy o ich szerszych konsekwencjach.
(Nie)realne podejście do weryfikacji informacji, jakimi się posługujemy
Jako (pół)naukowiec, miałam kiedyś ambitny plan, aby weryfikować wszystkie istotne informacje, jakie do mnie spływają i na jakie się powołuję, poprzez sprawdzanie źródeł naukowych. W końcu skoro nauczyłam się rzetelnie przeszukiwać źródła naukowe, to mogę to teraz wykorzystywać na co dzień. Miałam taki plan, dopóki nie dowiedziałam się o konspiracji, jaka miała miejsce w świecie nauki w latach 70-tych.
Kilka lat temu okazało się, że badania naukowe, które stały się podstawą wytycznych dotyczących zdrowej diety, jakie słyszymy od kilku dekad, były efektem manipulacji badaczy. Zawsze słyszeliśmy, że wysoki cholesterol prowadzi do chorób serca oraz że konsumpcja mięsa i nasyconych kwasów tłuszczowych są głównym powodem schorzeń układu sercowo-naczyniowego. Jak się okazało kilka lat temu, to nieprawda. Badania te były sponsorowane przez koncerny cukrowe i zadaniem badaczy było pokazanie, że powinniśmy jeść mniej tłuszczu a za to więcej cukru.
Historia ta pokazała mi, że czasem nawet poważne artykuły naukowe nie są wiarygodnym źródłem wiedzy. Mało praktyczne i realne jest też oczekiwanie, że wszyscy będziemy przeszukiwać źródła naukowe w poszukiwaniu danych weryfikujących informacje, na jakie się powołujemy. Albo że będziemy rozumieli na tyle dobrze statystykę, aby móc ocenić poprawność analiz. (Ja po siedmiu latach robienia doktoratu, poprzedzonymi pięcioma latami studiowania psychologii, oceniam swoje umiejętności statystyczne na nie więcej niż na 3+.)
Co zatem robić?
Wszystkie te powody nie powinny jednak stanowić wymówki, w efekcie której w swoich wypowiedziach bez zastanowienia powołujemy się na głupoty. Co zatem robić?
Rada #1: Podaj trzy kontrargumenty
Pierwszym krokiem do większej racjonalności, obiektywności i poprawy jakości danych, na jakich opieramy swoje działania, a tym samym krokiem do redukcji wpływu fake newsów na nasze życie codzienne, jest odpowiednie trenowanie naszego umysłu.
To, że nasz umysł jest leniwy i płytki nie oznacza, że nie możemy i nie powinniśmy czegoś z tym zrobić. Następnym razem, gdy usłyszysz ważną informację lub informację, która budzi w Tobie silne emocje, zadaj sobie pytania: Jakie mogą być trzy inne powody, dla których tak się stało? Jakie mogą być kontrargumenty? Jakie okoliczności mogą spowodować, że „fakt” ten nie jest jednak prawdą?
Ucząc swój umysł takiego sposobu myślenia, doprowadzisz do tego, że już po jakimś czasie będziesz bardziej sceptycznie — a tym samym obiektywnie — podchodzić do informacji, jakie trafiają do Ciebie z mediów i od znajomych.
Rada #2: Chociaż czasami spędź kilka minut szukając w internecie źródła informacji
Mało kto z nas narzeka na nadmiar czasu. To, w połączeniu z lenistwem naszego umysłu, powoduje, że najzwyczajniej w życiu nie chce nam się. Nie chce nam się myśleć, sprawdzać, weryfikować. Zachęcam Cię jednak do tego, aby przynajmniej w ważnych dla siebie obszarach znaleźć te 10 minut na to, aby poszperać np. na Google Scholar i poszukać źródeł wiedzy, z jakiej korzystasz. Czy są jakiekolwiek artykuły naukowe, które opisują badania dotyczące danego zagadnienia? Czy są jakieś inne rzetelne źródła, które sugerują, że dane zjawisko jest prawdziwe?
Rada #3: Znajdź wiarygodnych posłańców
Przyznam, że ten kierunek jest moim ulubionym, a na pewno tym, który najlepiej sprawdza się u mnie w praktyce. W ważnych dla mnie obszarach wiedzy znajduję ekspertów, którzy wiem, że mają czas i wiedzę, aby weryfikować źródła. Korzystam z informacji, jakie oni szerzą, dzięki czemu wiem, że dane, na jakie się powołuję, zostały zweryfikowane, choć to nie ja sama muszę odrabiać pracę domową. Znalezienie takich źródeł-posłańców zajmuje trochę czasu i pewnie nie we wszystkich obszarach można takie wiarygodne osoby znaleźć. Jeśli jednak uda Ci się zidentyfikować odpowiednich ekspertów, to już zawsze będziesz wiedzieć, gdzie weryfikować informacje, jakie do Ciebie spływają.